12. LARA MAJĄCA ŹRENICE

— O! Tam jest jakaś staruszka. Spytajmy ją o drogę. 
Lara spokojnie podeszła do staruszki. Staruszka na jej widok… 

…uciekła.  Lara zdziwiła się, a Karel powiedział, żeby się nie martwiła, bo widok ludzi siedzących na morderczym, krwiożerczym komarze nie należy do standardów i nie jest pewnie za fajnym widokiem dla staruszek. Po czym roześmiał się szyderczo, bo to był jego pomysł. Karel nienawidził ludzi – jakby ktoś o tym zapomniał.
I Kurtis zaproponował, aby ukraść samochód. Był w tym całkiem dobry — jakby ktoś nie czytał o nim opek i nie wiedział. Wtedy zapytają się staruszki o drogę i przeproszą ją za zamieszanie. Lara przytaknęła.
 A mój pies? Ile może na mnie czekać? — zapytał urażony Karel.
Tak naprawdę, to nie. Po prostu nie chciał za nic przepraszać.
Kurtis zabierał się właśnie za kradzież śmieciarki.

Wyjął BoranaX i zaczął się do niej skradać. W środku siedział jakiś mężczyzna z papierosem w ustach. Kurt przyłożył mu pistolet do głowy, a kierowca się do niego odwrócił. Kurtisa zatkało.
 Wujek? — spytał z niedoważaniem.
— Kurtis? — I obaj wpadli sobie w ramiona.
— Myślałem, że nie żyjesz! — zaczął Kurtis.
— A ja myślałem, że wyjechałeś do pingwinów!
(?)

Wtedy Lara zrobiła wielkie oczy. Takie: O.O, a nawet jedno miała wykrzywione bardziej, więc wyglądało to jak: o.O, ale jeszcze miała źrenice, ale tego już na klawiaturze pokazać się nie da. Ale da się napisać. Więc Lara miała źrenice i robiła wielkie oczy.
 Ty masz wujka?
 No, to jest mój wujek.
 Ale to nie może być twój wujek! — zaprzeczyła szybko Croft.
— Dlaczego? —  zapytał rozżalony Kurt. — Ty masz wujka, to ja też chcę mieć jakiegoś!
— Bo ja mam wujka i jednego wujka w tej historii nam wystarczy! — Lara odepchnęła Kurtisa i sama, wyciągając pistolet wymierzyła nim w mężczyznę, któremu aż wypadł z ust papieros.
— Okej, ja nie jestem jego wujkiem! Macie tę śmieciarkę, i tak nie lubiłem tej roboty! — Po czym mężczyzna wyszedł z wozu i sobie poszedł.

W końcu Karel, o którym nie wiadomo dlaczego nie mówiło się przez ostatnie dwie wiadomości, nadszedł nie wiadomo jak i skąd i cała trójka siedziała w już ściśniona na przodzie śmieciarki, która miała tylko dwa miejsca. Komar poleciał do ośrodka pierwszy, prowadząc ich. Postanowił już tam zostać, bo nie podobało mu się, że zrobili sobie z niego taksówkę. Albo samolot, ale taksówki są chyba bardziej w stylu opek Tomb Raider chyba… Nagle Kurtis dostrzegł przez szybę staruszkę, którą, ku przesmutnieniu Karela, przeprosił za wcześniejszy incydent. Gdy odwracał przesmutny wzrok, zobaczył na murze budynku obok napis:

OŚRODEK DLA ZWIERZĄT SKRZYWIONYCH. TU NA PEWNO NIE MA WASZYCH PIESKÓW!

 TO ZMYŁA! — krzyknął.
Lata nie chciała uwierzyć… 

[… Latanie chciała uwierzyć? Co to znaczy? — zapytała autorkę poprzedniego akapitu Agata]

…Lara nie chciała uwierzyć w literówkę, a lata mijały. I tak mijały, i w końcu Lara uwierzyła. [— wyjaśniła Lilka]
 Aha! To zmyła! Ale sprytne! Więc sądzicie, że tam jest ten piesek?
 No pewnie!
— Więc wejdźmy tam i zaatakujmy recepcjonistkę. Weźmy za nią okup, może nam oddadzą pieska! — Dodał Karel, ewidentnie z siebie zadowolony. Zawsze powtarzał, że zostanie pacyfistą.
He-he, no raczej, że nie.
— Tak. To będzie najbardziej odpowiednie i najmniej bolesne zachowanie z tych, które pewnie zaplanowałeś — odpowiedział mu Kurtis.
— Postąpienie? — zapytała Lara sugestywnie.
— Tak, postąpienie to będzie, gdy tak właśnie się zachowamy. Więc chodźmy.

Bohaterowie otworzyli drzwi, trochę się przepychając, bo Karel chciał iść pierwszy, ale Kurt wolał puścić Larę przodem. Wszyscy wywalili się w wejściu, co bardzo śmiesznie wyglądało. Recepcjonistka zerknęła na nich zza swojej lady przy recepcji.
— W czymś pomóc?
— Chyba straciłem przytomność — odpowiedział Karel, kiedy Lara z niego zeszła. Zeszła z niego, bo na niego upadła, a nie z innego powodu. Nie było teraz czasu na śpiewanie kolęd. Poza tym, ludzie! To jest jej wujek!

Kurtis nieco był obruszony sytuacją, która wskazywała, że Karel i Croft mieliby cokolwiek razem śpiewać, jednak szybko się uspokoił. Podszedł do recepcjonistki i uprzejmie zapytał:
— Przepraszam, szukamy psa.
Dopiero wtedy uświadomili sobie, że nie wiedzą, ani jak wygląda, ani jak się nazywa piesek Joachima.
— Jahoł — zagadnął Kurtis Karela. — Jak się nazywa twój piesek i jak wygląda?
— Ciułała — odrzekł pół-Nephilim.
— Czy to ten? — zapytała recepcjonistka dziwnym tonem pokazując zdjęcie. Dziwnymi tonami właściwie się posłużyła, bo zarówno tonem dziwnym spytała, jaki pokazała zdjęcie też dziwnym tonem. Ten przecinek naprawdę nie zrobiłby tu różnicy. Żadnej.
— Tak! — zawołał Karel.
— Nie oddam ci go! — ryknęła recepcjonistka. Zerwała z głowy perukę, zdjęła okulary, zmieniając je na soczewki kontaktowe. Szybko nałożyła tony pudru, tuszu i cieni na swoją twarz. Zrobiła to tak błyskawicznie, że bohaterzy zdążyli już skapnąć się, iż to znana nam wielka miłośniczka piesków ciułała, czyli…  

Paris. A za nią stał Zip. Kurtis i Karel spojrzeli na dziewczynę z oburzeniem. Lara patrzyła z obrzydzeniem na jej różowy kombinezon różowego wojownika z PałerRendżersów.
— Nie oddam wam nie tylko tego, ale i żadnego innego pieska! — krzyczała rozhisteryzowana. — Na pewno oddacie je eLIeLiAeNIE11-ście!
Za nią Zip także krzyczał:
 Słyszycie!? Ona nie odda wam żadnego pieska!
 Zip. Opanuj się. Od kiedy stoisz po stronie Paryża?
— Odkąd poznałem moją prawdziwą miłość. Odkąd Paris pisała scenariusz i pisała po mnie… odkąd śpiewaliśmy kolędy…. odkąd… — wymieniał, a Lara straciła cierpliwość, więc zastrzeliła Paryża. Nigdy nie była fanką tamtejszej polityki.

Zip zaczął płakać. Był zrozpaczony. Od razu i Larze zrobiło się smutno, i też zaczęła płakać, bo dotarło do niej, co zrobiła. Nie chciała być Karelem, a widziała, jak on się ucieszył, więc zaczęła płakać jeszcze mocniej. Wtedy Zip wymierzył do Croft z pistoletu. A ona szybko się pozbierała i znów sięgnęła po broń.
— Odłóż ten pistolet, bo będę zmuszona cię zastrzelić!
[W tym momencie Mustelka podskoczyła z radości, czytając tekst z Anderłorldu].
Zip nie odkładał. Czuł się rozproszkowany. Paris padła. Nie wiadomo było nawet, czy żyła. Lara celowała w Zipa. Zip celował w Larę. Kurtis nie mógł na to patrzeć bezczynnie i zaczął celować w Zipa. Ale Karel też bezczynnie stać nie lubił i zaczął celować w Kurta, chociaż właściwie nie miał ku temu powodów. I po chwili każdy do każdego celował.
 Ej, nie we mnie! — krzyknął Kurt do Joachima.
— Zip, jak go zabiję, oddasz mi pieska?
Zip myślał. A w sumie wychodziło mu to bardzo trudno z powodu zbyt długiego przebywania z Paryżkiem. Więc przynajmniej starał się myśleć.
— Nie. On mnie nie interesuje. I nawet dobrze śpiewa, i tańczy. — Pociągał nosem Zip.
— Nikt nie będzie tu nikogo zabijał! Zip, uspokój się, oddaj pieska Karelowi i wróć do Croft Manoru, tam powinna być za oknem jeszcze spłynięta Britney. W sumie też blondynka, więc nie płacz. Karel, bierz swojego psa i wracamy.