— O! Tam jest jakaś staruszka.
Spytajmy ją o drogę.
Lara spokojnie podeszła do staruszki.
Staruszka na jej widok…
…uciekła. Lara zdziwiła się, a
Karel powiedział, żeby się nie martwiła, bo widok ludzi siedzących na
morderczym, krwiożerczym komarze nie należy do standardów i nie jest pewnie za
fajnym widokiem dla staruszek. Po czym roześmiał się szyderczo, bo to był jego pomysł.
Karel nienawidził ludzi – jakby ktoś o tym zapomniał.
I Kurtis zaproponował, aby ukraść samochód.
Był w tym całkiem dobry — jakby ktoś nie czytał o nim opek i nie wiedział. Wtedy
zapytają się staruszki o drogę i przeproszą ją za zamieszanie. Lara
przytaknęła.
— A mój pies? Ile może na mnie czekać? — zapytał
urażony Karel.
Tak naprawdę, to nie. Po prostu nie
chciał za nic przepraszać.
Kurtis zabierał się właśnie za
kradzież śmieciarki.
Wyjął BoranaX i zaczął się do niej
skradać. W środku siedział jakiś mężczyzna z papierosem w ustach. Kurt
przyłożył mu pistolet do głowy, a kierowca się do niego odwrócił. Kurtisa
zatkało.
— Wujek? — spytał z niedoważaniem.
— Kurtis? — I obaj wpadli sobie w
ramiona.
— Myślałem, że nie żyjesz! — zaczął
Kurtis.
— A ja myślałem, że wyjechałeś do
pingwinów!
(?)
Wtedy Lara
zrobiła wielkie oczy. Takie: O.O, a nawet jedno miała wykrzywione bardziej,
więc wyglądało to jak: o.O, ale jeszcze miała źrenice, ale tego już na
klawiaturze pokazać się nie da. Ale da się napisać. Więc Lara miała źrenice i
robiła wielkie oczy.
— Ty masz wujka?
— No, to jest mój wujek.
— Ale to nie może być twój wujek! — zaprzeczyła
szybko Croft.
— Dlaczego? — zapytał rozżalony Kurt. — Ty masz wujka, to ja
też chcę mieć jakiegoś!
— Bo ja mam wujka i jednego wujka w
tej historii nam wystarczy! — Lara odepchnęła Kurtisa i sama, wyciągając
pistolet wymierzyła nim w mężczyznę, któremu aż wypadł z ust papieros.
— Okej, ja nie jestem jego wujkiem!
Macie tę śmieciarkę, i tak nie lubiłem tej roboty! — Po czym mężczyzna wyszedł
z wozu i sobie poszedł.
W końcu Karel, o którym nie wiadomo
dlaczego nie mówiło się przez ostatnie dwie wiadomości, nadszedł nie wiadomo
jak i skąd i cała trójka siedziała w już ściśniona na przodzie śmieciarki,
która miała tylko dwa miejsca. Komar poleciał do ośrodka pierwszy, prowadząc
ich. Postanowił już tam zostać, bo nie podobało mu się, że zrobili sobie z
niego taksówkę. Albo samolot, ale taksówki są chyba bardziej w stylu opek Tomb
Raider chyba… Nagle Kurtis dostrzegł przez szybę staruszkę, którą, ku przesmutnieniu
Karela, przeprosił za wcześniejszy incydent. Gdy odwracał przesmutny wzrok,
zobaczył na murze budynku obok napis:
OŚRODEK DLA ZWIERZĄT SKRZYWIONYCH. TU
NA PEWNO NIE MA WASZYCH PIESKÓW!
— TO ZMYŁA! — krzyknął.
Lata nie chciała uwierzyć…
[…
Latanie chciała uwierzyć? Co to
znaczy? — zapytała autorkę poprzedniego akapitu Agata]
…Lara nie chciała uwierzyć w
literówkę, a lata mijały. I tak mijały, i w końcu Lara uwierzyła. [— wyjaśniła Lilka]
— Aha! To zmyła! Ale sprytne! Więc sądzicie, że
tam jest ten piesek?
— No pewnie!
— Więc wejdźmy tam i zaatakujmy
recepcjonistkę. Weźmy za nią okup, może nam oddadzą pieska! — Dodał Karel, ewidentnie
z siebie zadowolony. Zawsze powtarzał, że zostanie pacyfistą.
He-he, no raczej, że nie.
— Tak. To będzie najbardziej
odpowiednie i najmniej bolesne zachowanie z tych, które pewnie zaplanowałeś — odpowiedział
mu Kurtis.
— Postąpienie? — zapytała Lara
sugestywnie.
— Tak, postąpienie to będzie, gdy tak
właśnie się zachowamy. Więc chodźmy.
Bohaterowie otworzyli drzwi, trochę
się przepychając, bo Karel chciał iść pierwszy, ale Kurt wolał puścić Larę
przodem. Wszyscy wywalili się w wejściu, co bardzo śmiesznie wyglądało.
Recepcjonistka zerknęła na nich zza swojej lady przy recepcji.
— W czymś pomóc?
— Chyba straciłem przytomność —
odpowiedział Karel, kiedy Lara z niego zeszła. Zeszła z niego, bo na niego
upadła, a nie z innego powodu. Nie było teraz czasu na śpiewanie kolęd. Poza
tym, ludzie! To jest jej wujek!
Kurtis nieco był obruszony sytuacją,
która wskazywała, że Karel i Croft mieliby cokolwiek razem śpiewać, jednak
szybko się uspokoił. Podszedł do recepcjonistki i uprzejmie zapytał:
— Przepraszam, szukamy psa.
Dopiero wtedy uświadomili sobie, że
nie wiedzą, ani jak wygląda, ani jak się nazywa piesek Joachima.
— Jahoł — zagadnął Kurtis Karela. — Jak
się nazywa twój piesek i jak wygląda?
— Ciułała — odrzekł pół-Nephilim.
— Czy to ten? — zapytała
recepcjonistka dziwnym tonem pokazując zdjęcie. Dziwnymi tonami właściwie się
posłużyła, bo zarówno tonem dziwnym spytała, jaki pokazała zdjęcie też dziwnym
tonem. Ten przecinek naprawdę nie zrobiłby tu różnicy. Żadnej.
— Tak! — zawołał Karel.
— Nie oddam ci go! — ryknęła recepcjonistka.
Zerwała z głowy perukę, zdjęła okulary, zmieniając je na soczewki kontaktowe. Szybko
nałożyła tony pudru, tuszu i cieni na swoją twarz. Zrobiła to tak
błyskawicznie, że bohaterzy zdążyli już skapnąć się, iż to znana nam wielka
miłośniczka piesków ciułała, czyli…
Paris. A za nią stał Zip. Kurtis i
Karel spojrzeli na dziewczynę z oburzeniem. Lara patrzyła z obrzydzeniem na jej
różowy kombinezon różowego wojownika z PałerRendżersów.
— Nie oddam wam nie tylko tego, ale i
żadnego innego pieska! — krzyczała rozhisteryzowana. — Na pewno oddacie je eLIeLiAeNIE11-ście!
Za nią Zip także krzyczał:
— Słyszycie!? Ona nie odda wam żadnego pieska!
— Zip. Opanuj się. Od kiedy stoisz po stronie
Paryża?
— Odkąd poznałem moją prawdziwą
miłość. Odkąd Paris pisała scenariusz i pisała po mnie… odkąd śpiewaliśmy
kolędy…. odkąd… — wymieniał, a Lara straciła cierpliwość, więc zastrzeliła
Paryża. Nigdy nie była fanką tamtejszej polityki.
Zip zaczął płakać. Był zrozpaczony. Od
razu i Larze zrobiło się smutno, i też zaczęła płakać, bo dotarło do niej, co
zrobiła. Nie chciała być Karelem, a widziała, jak on się ucieszył, więc zaczęła
płakać jeszcze mocniej. Wtedy Zip wymierzył do Croft z pistoletu. A ona szybko
się pozbierała i znów sięgnęła po broń.
— Odłóż ten pistolet, bo będę zmuszona
cię zastrzelić!
[W tym momencie Mustelka podskoczyła z
radości, czytając tekst z Anderłorldu].
Zip nie odkładał. Czuł się
rozproszkowany. Paris padła. Nie wiadomo było nawet, czy żyła. Lara celowała w
Zipa. Zip celował w Larę. Kurtis nie mógł na to patrzeć bezczynnie i zaczął
celować w Zipa. Ale Karel też bezczynnie stać nie lubił i zaczął celować w
Kurta, chociaż właściwie nie miał ku temu powodów. I po chwili każdy do każdego
celował.
— Ej, nie we mnie! — krzyknął Kurt do Joachima.
— Zip, jak go zabiję, oddasz mi
pieska?
Zip myślał. A w sumie wychodziło mu to
bardzo trudno z powodu zbyt długiego przebywania z Paryżkiem. Więc przynajmniej
starał się myśleć.
— Nie. On mnie nie interesuje.
I nawet dobrze śpiewa, i tańczy. — Pociągał nosem Zip.
— Nikt nie będzie tu nikogo zabijał!
Zip, uspokój się, oddaj pieska Karelowi i wróć do Croft Manoru, tam powinna być
za oknem jeszcze spłynięta Britney. W sumie też blondynka, więc nie płacz.
Karel, bierz swojego psa i wracamy.