W tym samym czasie Lara i Kurtis uznali, iż nie mają w
sumie nic oryginalnego do roboty, bo wszystko wydarzyło się już w
Sekond Aprołcz. Jednak po raz kolejny przyszła Lilka i im wytłumaczyła, że
mają jechać do Arabii, bo tak jest w tym scenariuszu. Tym od Mustelki.
— A co mnie to obchodzi? — krzykła Lara. — Mi się
podobała akcja z eSA! Zwłaszcza w łazience! I co?
— A to, że…
— A to, że to się skończyło. I proszę mnie nie
denerwować, tylko już zasuwać pieszo na Arabię!
Nagle do pokoju, czyli że na plan
weszła Mustelka.
— Czemu na nich krzyczysz? — zapytała Asia Alę.
Ala
spojrzała na nią cynicznie. Chyba cynicznie. Ala rzadko tak patrzy i nie ma
doświadczenia, więc nie wie, jak to się robi, więc inni mogą uznać, że to wcale
nie było cynicznie. Więc lepiej to tu dopisać.
— Bo Alister ma krzywe zęby? — zapytał Kurtis.
— A. To wszystko wyjaśnia — zauważyła Mustelka, szybko
dodając — to może jednak pojedźcie...?
<Lilka zbyt długo myślała nad tym swoim cynicznym
patrzeniem i spóźniła się z odpowiedzią na wcześniejszą kwestię>
— … a to, że to się już skończyło! — zawołała nagle
otrząśnięta z zamyślenia. — Poza tym ty tam nawet nie żyjesz! Przyczepcie się
teraz do Mustelki!
— Ja tam nie żyję? — zapytał Kurtis.
A Lara, wyobrażając
sobie, że Kurtis nie żyje… że nie są razem, bo tylko on nie żyje, a ona żyje… I jeszcze Victoria, która była, a której nie ma, bo Kurtis umarł...
Lara zaczęła płakać.
Lilka była już porządnie wkurzona, ale w sumie nikt tego
nie zauważył, bo nie było po niej aż tak widać. Brak doświadczenia we wkurzaniu
się. W ogóle brak doświadczenia w czymkolwiek. Chciała zauważyć, że Lara też
nie żyła w jej eSA, ale darowała sobie te kwestię. To by i tak nie pomogło, a może byłoby i gorzej.
— Pojadę z wami do tej Arabii — stwierdziła Mustelka.
— Ekhm, no ale my… ja i ona… my… — Kurtis zaczął się plątać
w słowach. Narobił słownych supełków, ale żadnej kokardki.
— Czuję się samotna. Zabierzcie mnie ze sobą… — Asia
spojrzała na nich słodko. Nagle poczuła na swoim ramieniu mocny
chwyt.
— Idziemy — skwitowała Lilka.
— Ale ja się czuję samooootna!
— Nie będziesz Larze Kurta podrywać!
— Ale ja nie…
— Cicho. Zaprowadzę cię do Alistera, on też się czuje
samotny.
— O nieeee!
I Liliana z Mustelką poszły.
— No, wreszcie sami — stwierdził Kurt. Jednak jego
stwierdzenie w następnej scenie okaże się fałszywe. Przybędzie...
...Paris. Tak, Paris. Pojawiła się nie wiadomo
skąd. W sumie to wiadomo, bo przyszła. W ręce
miała nóż, a w oczach żądzę mordu.
— Gdzie jest eLIeLIAenA 11-ście?!
— A co? — zapytał spokojnie Kurtis.
— Wszyscy mówią tylko o eSA!! Ja nie mogę nic stworzyć, kiedy jej opowiadanie krąży po internecie! Zdobędę hasło i usunę blogą…!
— NIEEEE!
Do pokoju wkroczył Alister. Przerażony żądzą zabijania
Paryża natychmiast postanowił stanąć w obronie reżyserki. Rzucił
się na dziką Paris, ale od razu też przybył Zip (przybył, jak to zwykle w takich
opowiadaniach ktoś przebywa znienacka i wtedy jest niespodzianka i zaskoczenie.
Tak samo zaskakująco przybył właśnie Zip). Biegł za Paris.
— PISZ PO MNIE!!! — krzyczał błagalnie.
Spojrzał na swoją
niepodważalną miłość życia z nożem w ręku. Znaczy… nóż miała miłość, a raczej
Paryż, a nie Zip. Bo jakby Zip niespodziewanie przybył z nożem, to by było co
najmniej dziwne.
— Nie! Ocalmy Lilkę!! — krzyczał Alister, unosząc ręce ku
niebiosom. Nagle do pokoju wszedł…
...Toby Gard oburzony, iż Paryż usiłuje przejąć kontrolę
nad serią Tomb Raider. Najpierw byli jacyś pieprzeni Amerykanie, później
Chińczycy, a teraz pieprzony Paryż?
— To nie Paris! — zaczął tłumaczyć mu Zip.
Toby odwrócił się w jego stronę i spojrzał mu podejrzliwie w oczy…
— W takim razie kto?
— No Llilka11! — oznajmił z wielką pewnością siebie.
Lilka już miała zaprzeczyć,
ale Toby jej nie słuchał. Nie było
odwrotu. Jego Liga Obrońców Jedynego Słusznego Tomb Raidera wstąpiła na plan zdjęciowy i zabrała
Lilkę, skazując ją na dożywotnie odbugowywanie Angel of Darkness w ramach
prac społecznych. Nie było wyjścia.
Kurtis i Lara stracili swojego reżysera, ale postanowili i
tak pojechać do Arabii, gdyż Alister dał im znać, że komary coraz chętniej
zajadają się ludzkością. To pewnie przez te powodzie.
Tymczasem Serwetnik wrócił z randki z Solniczk. Miał on…
…koszulę całą w szmince i w ogóle wyglądał na bardzo
szczęśliwego. Wchodząc do Croft Manoru, minął smutnego Winstona, który
siedział na schodach. A raczej na dupie siedział, chociaż schody też to były.
Można więc śmiało powiedzieć, że Winston miał schody w dupie.
— Co RoBiSh? — zapytał Serwetnik
lokajo-kamerdynera-profesjonalnego-nie-onej-który-padł-ale-żył-i-założył-organizację-padniętych-ale-żywych.
— Zakładam… — odpowiedział Winston.
Obrażony był na
Serwetnika, bo zazdrosny o Solniczkę. Nie dało się ukryć.
— BuTy?
— Nie. Organizację. — Winston nawet na niego nie patrzył. Patrzył na schody.
— Na ScHoDaCh?
— Nie — odpowiedział całkiem poważnie. —
Na dupie. A czemu mówisz jak Pokeomonowe Emo? — zapytał dziadek,
chociaż nie wiedział, że Serwetnik wcale nie mówił jak emo. Bo Serwetnik tylko
pisał jak emo.
— Bo SoLnIcZkA jEsT eMo — odpowiedział Solniczek…
znaczy… e… Serwetnik. I poszedł pod prysznic, wymijając lokaja na jego dupie. — A gDzIe Są WsZyScY?
— Lilka siedzi w pudle, Mustelka obraziła się na świat i
poszła pisać nowy scenariusz na Od Tejl, Britney spłynła, Lara i Kurt polecieli do Arabii, a Zip i Paris poszli z powrotem do szpitala, bo Paris sobie nie radziła z jakimś rozpętywaniem. A Alister… e… ten to nie wiem gdzie jest.
— A tY zAkŁaDaSz? — upewnił się do końca Serwetnik.
Winston przytaknął.
— Tak. Organizację. Padniętych-Ale-Żywych. Chcesz się
przyłączyć? — zapytał dzidziuś z nadzieją…
…eee… dziadziuś z nadzieją. Tak właśnie.
Serwetnik doszedł do winsoku, że nie chce, ale Winston zepchnął go ze schodka na schodek i zaczął krzyczeć, że i tak za późno i w ogóle to mhahahahaw!. Serwetnik właściwie też żył-ale-padł, tzn. padł-ale-żył, albo żył-mimo-że-nie-powinien — nie wiadomo dokładnie, badania
nadal trwają. No cóż, wróćmy w takim razie do Lary i Kurta. Komary były wielkie. a czym się
żywiły? A ropą. No co, nie mogą? Przecież te normalne komary żywią się ludzką
krwią, to przecież ludzie gdzieś ropę mieć we krwi też muszą, bo jak się
człowiek skaleczy, to jest ropa. To może komary potrzebują ropy, by żyć? To może te
większe, bo są większe, potrzebują jej więcej? A we krwi jest jej za mało, to
piją naftową i ubijają ludzi na deser i dla zabawy. Niezbadany jest świat.
...
I dajmy spokój emo!
— Zbadajmy ten świat! — powiedział Kurt, strzelając do
jednego z komarów.
Lara przytaknęła. Wzięła próbkę krwi
trupa-komara-który-padł-ale-pewnie-nie-był-w-stowarzyszeniu. Bo kto by go tam chciał...
— Co robisz?
— Wezmę próbkę komara do analizy…
— Komu? — pytał dalej Kurt.
Lara podrapała się po
głowie, zginając rękę w łokciu.
— No jak to komu, przecież to jasne, że Zipowi.
— Ale on jest z Paryżem. W Paryżu. No… nie wiem, co oni
robią po nocach, ale pewnie Zip jest gdzieś przy Paris… — sprecyzował swoją
odpowiedź Trent.
— No to dam to do analizy Paryżowi.
— To ma sens.
Lara i Kurt wrócili do Surrey, oswajając i ujeżdżając
jednego z komarów. W drzwiach swojej rezydencji zobaczyli…
CDN