Lara wyszła ze swojego pokoju już jako Lara, nie jako emo-Lara. A na jej łóżku siedział Kurt. Widocznie czekał na nią albo na listonosza. Listonosz po chwili zapukał do pokoju, ale Kurt mu nie otworzył — to znaczy, że na niego nie czekał. Listoprzynosiciel sobie poszedł urażony. Pewnie też był emo… chociaż nigdy się tego nie dowiemy, bo Trent nie otworzył mu drzwi.
— Croft, czekam tu na ciebie.
— Tak? — zapytała Lara nieco zdziwiona. — Przecież odzyskałeś swoje Chirugai. Nie miałeś iść
już czasem do domu?
— Eee… no nie. Bo mam dla nas idealne zadanie. Nową przygodę. Co ty na to?
Lara…
…znów się zdziwiła. Ostatnio wszyscy
to robili i nikomu nie przeszkadzało, że wciąż widnieją tu powtórzenia. W każdym razie Lara miała
na razie dość wrażeń. Larowata Lara cieszyła się, że jest znów larowatą Larą, a
nie emo-Larą, choć ta zmiana w jej życiu nie była łatwa. W sumie jednak, to co
niby miała zrobić? Kiedy już zrezygnowała z przekonywania całego świata do emo,
nie miała nic do roboty, jak tylko przyjąć wyzwanie.
— Ja nie mam nic przeciwko — powiedziała takim tonem, jakby Kurtis oznajmił, że
się żeni, a Lara była jego matką.
— Dobrze. Tak więc musimy pojechać do
Arabii Saudyjskiej.
— Kurde, ja wiem, że ropa drożeje, ale
bezpośredni jej transport ze źródeł, u których się ją wydobywa, nie będzie
opłacalny.
— Ale tu nie chodzi o ropę. Musimy tam
pojechać, by uratować świat przed krwiożerczymi komarami.
— A co z krwiożerczym Serwetnikiem? I Winstonem? Mają
razem poprzybijać dalej gwoździe do trumny?
— Do podłogi!
Lara usłyszała krzyk Winstona, który padł,
ale żył.
— Do podłogi — poprawiła swoje
własne słowa.
— Dadzą sobie radę. Będą mieli Zipa,
Alistera…
— Nie, nie, ja jadę z wami! — W pokoju
pojawił się Alister gotowy do podróży. W szortach, koszulce, z książkami pod
pachą, bo nie pod kolanem, i z globusem w ręce, bo nie na głowie.
— Ja też chcę jechać! — Obok stanęła blondynka. Ładna. Blondynki zazwyczaj są ładne.
— Nie możemy wziąć dwójki — stwierdził Kurt rozsądnie.
— Dobra. — Lara nie była już emo-Larą tylko
larowatą Larą i wiedziała, jak podejmować decyzje. — Dobra, Britney, ty jedziesz z
nami.
— Weee! — Britney podskoczyła. Już
miała zaśpiewać piosenkę ze swojego repertuaru, ale nie zaśpiewała, bo nie było potrzeby...
...i nie było
chętnych słuchaczy. A już z pewnością słuchaczem nie był Alister. Ten to się
wściekł. Bo on musiał zostać. Bo Britney jechała za niego.
— Jak to? A ja? — zapytał, będąc wściekłym.
— Ty już pół świata zleciałeś, a ona
jeszcze nie. Nie poznała prawdziwego świata, bo zawsze patrzyła na niego z
estrady.
— To wiesz co?! Zawołam Zipa.
A Zip wszedł do pokoju…
…krzycząc, że zrobił sobie konto na Naszej-Klasie. Lara zignorowała to, bo
patrzyła na Britney, która robiła maślane oczy do Kurtisa.
— A podczas podróży będę mogła
nagrać z Kurtiskiem teledysk do mojego nowego, ale przedpotopowego hiciora i
będziesz mnie mógł uderzyć jeszcze raz?
Lara znała ten kawałek. Denerwowały
ją szkolne mundurki, stukanie ołówkiem w
blat i ładna blondynka. One zazwyczaj takie są. I zazwyczaj ją denerwowały.
Kurt
spojrzał na Britney. Od góry do dołu, a może od stóp do głów, chociaż Brit
miała tylko jedną głowę, a stopy dwie. Więc Kurt zmierzył ją wzrokiem od stóp
do głowy. Tak właśnie, przepraszam za wcześniejsze niezgodności. I zarumienił
się. I chciał powiedzieć, że bardzo podoba mu się ten pomysł:
— Podo…
Ale Lara niezbyt zadowolona
zatkała mu usta.
— Podobno masz teraz koncert na Maczu
Pikczu, czyż nie?
— No tak, ale…
— Więc. Zastanów się, czy wolisz
miliony takich facetów pod sceną i za kulisami, czy mieć takiego jednego, który
jest już zresztą zajęty.
— ALE! — krzyknęła Britney. Tylko ona
nie dokończyła, bo nie wiedziała, co dalej. Musiała się zastanowić, więc szybko
wtrącił się Kurt. Krzyknął tak samo, tylko on nie musiał się zastanawiać.
Wiedział, jak dokończyć i dokończył. Floresem i kropką zwanymi w całości pytajnikiem.
— Ale jak to ja zajęty…?
— Nie trzeba było się wiązać z
żelkami. Spadaj, Britney…
I Britney spadła. Nie miała w sumie innego wyboru,
bo Lara już jako Lara, a nie emo-Lara, była groźna.
— No więc ja jadę… załatwimy te
komary — stwierdził jeszcze bardziej ochoczo Alister.
— To nie jest w porządku, Lara… —
Kurtis wyglądał na przejętego. Spojrzał w stronę okna, z którego wyskoczyła
Britney. Skoczyłby za nią, gdyby znał kierunek. I gdyby nie miał misji w Arabii…
Nagle z zewnątrz rozległ się głos.
Nie rozległ się sam, bo za czyjąś pomocą.
— You’re a womanizer! — to krzykła
Britney. Ale do kogo, to nie wiadomo.
— To chyba do ciebie — stwierdził
Kurt. Do Lary. Lara podeszła do okna.
— Co?!
— It’s Britney, bitch!
— Tak, wiem, że Britney, ale... tu
nie ma żadnej plaży! A teraz spadaj! Spływaj! Kanałem La Manche najlepiej! — I Croft
zamkła okno.
— Nie musiałaś jej tak spławiać.
— Nie spławiłam. Spłynęłam ją. Zresztą nie ważne, teraz jedziemy do Arabii spenetrować grobowiec.
—Jaki grobowiec?
— Eden. Drzewo zakazane...*
Aż ktoś krzyknął. A był to nie byle
kto.
— Cięcie! Co to było? — panna
reżyserka, niejaka eLieLiAeNA 11-ście.
Podeszła do Larki.
Podeszła do Larki.
— Ja nic nie wiem, tak było w
scenariuszu… — wzruszyła ramionami Larka.
— Kto tu jest odpowiedzialny za scenariusz?! To niedopuszczalne, żeby mieszać kwestie,
przecież to było w mojej poprzedniej produkcji! — I wtedy zjawiła się osoba od
scenariusza. Była to, a może był to, choć mniemam, że była to…
…Paris Hilton!
Lilka spojrzała na Paris Hilton.
— Taa..., chciałabyś być moim
scenriuszopisarzem, ale zakład psychiatryczny dwie ulice dalej. Zip, weź
zaprowadź tam tę panią.
Zip wyszedł zaprowadzić Paris, a Paryż poszedł, dźwigając
na plecach wieżę Ajfla. A w tym samym czasie Mustelka minęła się w drzwiach z
wychodzącym Zipem i Paryżem. Nie skomentowała tego, bo Zip już nie był w stanie
jej zdziwić. Zip w ogóle nie był w stanie nikogo zdziwić. Nikt ciągle nie
wrócił, odkąd wyszedł po bułki.
Liliana11 jako reżyser zaczęła przeklinać.
— A w ogóle Eden i Drzewo Zakazane nie było w Arabii tylko w łazience. W ŁA-ZIE-NCE!
Croft
zwątpiła, a Kurtis przytaknął.
— No ale teraz jesteśmy w przebieralni.
Mustelka
weszła. I uspokoiła wszystkich. Oprócz siebie, bo była jak zawsze spokojna.
— Dobra. Zmieniamy scenariusz. Lara i Kurt pojadą do Arabii płoszyć Komary, Zip i Paryż
pójdą do szpitala, a Alister pilnuje żywoupadłego Winstona i
wesprze Serwetnika w prostowaniu gwoździ.
Mustelka wyszła. Tak samo jak wcześniej Zip. Mogłaby wyskoczyć jak Britney, ale
wyszła. Lilka poszła za nią i postanowiła dać bohaterom wolną rękę.
W końcu to oni tu byli najważniejsi, prawda?
CDN
*Lara mówi tu ofkors
kwestię z ostatniego rozdziału Sekond Approałcz.