W rezydenci Alister tańczył z
Solniczką wolną romantyczną, piosenkę. Ach, ta Solniczka. Najpierw Serwetnik,
potem Bond, a teraz Alister.
Nagle do pokoju wpadł Winston i szybko
zmienił płytę. W całej rezydencji rozniosły się kolędy Arki Noego. Alister i
Solniczka przestali tańczyć, a Winston usiadł niedaleko kominka i zaczął
zastanawiać się, kiedy Karel, Lara, Kurt, Zip i piesek Karela wrócą na święta,
które się dawno skończyły, ale bohaterowie postanowili poczekać na resztę domowników
i z nimi zasiąść do stołu. Winston trochę martwił się, że wszystko zdążyło
wystygnąć, no ale znowu nie martwił się aż tak, żeby cokolwiek z tym zrobić.
Nie minęło piętnaście minut, a do
salonu wbiegli Lara, Kurtis, Zip i Karel i jego piesek. Kiedy wszyscy domownicy
zobaczyli słodkiego psiaka pod pachą Karela, zaczęli bić brawo, tylko Zip
poszedł szukać za oknem Britney. Szukał i krzyczał jej imię, a jego ryk
roznosił się dosłownie wszędzie. Aż sąsiedzi wezwali policję.
Lara była lekko zła na Zipa, który
znalazł Britney i od razu poszedł nacieszyć się nią w przebieralni. Ryk był
jeszcze głośniejszy, więc Croft bez wahania wpuściła policję.
— Ta dwójka zostaje oskarżona o zbyt
namiętne śpiewanie kolęd.
— A pan? Nigdy nie śpiewał kolęd? —
zapytał urażony Zip.
— Śpiewałem — odparł policjant, dumnie
wypinając pierś.
— Więc wie pan, że na początku się fałszuje,
prawda?
Wtedy policjant wyszedł, bo w sumie
Zip miał rację. Początki zawsze są głośne i trudne, i trzeba się dopasować do melodii,
ale jednocześnie początki zwykle są najfajniejsze i najbardziej emocjo… I
wtedy do pokoju wpadła...
Owca.
Owca ciągle robiła beee beee.
Karel wyciągnął pistolet i wycelował w nią.
— Owce robą meee meee! —
wykrzyknął i zastrzelił mięciutką białą owieczkę, która chyba jednak nie była
owieczką.
Wtedy wpadła Agata jako obrończyni
praw zwierząt.
— Zostaje pan oskarżony o zabijanie owiec.
Karel przez dłuższą chwile stał jak
wryty.
— No co pan tak stoi? Idziemy!
— To nie była owca! Owce robią meee
meee!
— I widzisz, co narobiłaś?! —
krzyknęła Lara do Agaty, która nie wiedziała już co zrobić, bo faktycznie, może
to nie była wcale owca? — Miley Cyrus męczy swoje psa. Idź się nią zajmij!
— Co?! — po słowie męczy Agata
puściła Karela i pobiegła do domy Miley. Wtedy wpadła…
[co chwilę
coś/ktoś wpada. nie znacie innych słów?])
[… okej]. No to wtedy
przyleciała…
[to wcale nie jest wielka różnica —.— ]
Przyleciał sprzedawca dywanów. Na dywanie, oczywiście, przyleciał.
— Czy ktoś tu zamawiał dywan?
— Nie, ale może przyłączy się pan do naszej wigilijnej kolacji? — zapytał Wintson kulturalnie. No bo
skoro Bond, Sparrow, Toby i Karel mogli sobie przyjść, no to nie wypada nie
zapraszać innych gości.
I wtedy odleciał. Dywan odleciał, nie
Winston, chociaż Winston tez mógł, jednak to nie był dobry moment. W końcu
Winston był martwy. Bo padł, ale żył. Padnięci nie odlatują, taka zasada.
— Wigilijna kolacja w Sylwestra!? — zapytał akwizytor, odlatując. I
nagle wszystkich olśniło. Przecież faktycznie był Sylwester!
…
Wszyscy popijali drinki z palemką.
Włączając w to Winstona, który był martwy, bo padł, ale żył i piło mu się
całkiem nieźle. Drinków nie popijali tylko Zip i Britney, bo wciąż śpiewali
kolędy, ale w sumie mogli nawet robić to głośno, no bo był Sylwester. Lara i
Kurtis natomiast popijali drinki…
…w bibliotece. Alister wpadł. Ku smutkowi
Winstona, Alister wpadł-nie-padł-więc-żył, więc mógł wpaść z wrzaskiem do
biblioteki. Bo w bibliotece pić ani jeść się nie powinno.
— To co można robić w bibliotece? — zapytała Croft.
— Czytać. Siedzieć i czytać lub siedzieć i nie czytać, ale siedzieć
przed biurkiem i patrzeć przed siebie.
— A śpiewać kolędy? —
zaproponował Kurtis.
— Kolędy śpiewać można tylko w przebieralni — powiedział Alister, wychodząc, gdy Kurtis i Lara patrzyli po
sobie.
No niestety przebieralnia była zajęta.
Pomaszerowali więc do gabinetu Zipkęsa i zajrzeli mu do komputera, żeby wejść
na forum na Naszej Klasie o nich. A
jeden wątek na tam zwał się SEKS A OPOWIADANIA.
— Nie wchodź tam —
ostrzegła Lara.
— Czemu?
— To jest pewnie o Naseksach.
— A mi się wydaje, że to jest o miejscach, które mogą pełnić funkcję
przebieralni.
No więc
weszli, poszukali i znaleźli.
— Jest… łózko, wanna, winda – to chyba z Dabel Fejt – prysznic, basen,
dach – to chyba z Nabojów? Naboji? — czytała Lara na głos. Trent kiwał głową na
znak, że się z tym nie zgadza.
— Nuda — wciąż powtarzał. Nagle przerwał Larze
wymienianie: — A tu co pisze?
— Gdzie?
— No tu… Cro… Car… Crt… Cartofel.
— Nie, Kurtisie, tu pisze Croft.
— Zagroda? —zapytał
z niedowierzaniem.
— Nie, Croft.
— CZYLI ZAGRODA PO ANGIELSKIEMU! — krzyknęła Mustelka z drugiego pokoju mocno zaskakująco.
— No więc chodźmy śpiewać do zagrody! — zaproponował uradowany Kurtis.
Lara uśmiechnęła się i klasnęła w
dłonie uciszona. To znaczy… eeee… ucieszona. Bo cicha niebyła. Cicha była noc.
I święta. Ale tylko w Boże Narodzenie. A był Sylwester, więc nie.
Poszli.
I było dużo jęków.
Były krzyki. Stęki, westchnienia.
I było mleko. A to wszystko w
zagrodzie, gdzie kolędy nuciły się same, ubrania walały się na podłodze, a
ptaszki ćwierkały. Jeden nie ćwierkał. Nie umiał.
Larę obudziły ptaki. Te śpiewające
ptaki, bo tamten nie umiał. Zobaczyła, że ma w pupie słomę. Szybko ją wyjęła i
rozejrzała się zaciekawiona. Kurtisa nie było, bo pewnie wyszedł, wychodząc jak
wszyscy w tym opowiadaniu. Lara postanowiła wziąć z niego przykład, ubrała się
i wyszła.
Kiedy już doszła do Croft Manoru,
zobaczyła, że chłopaki robią sobie grilla w ogrodzie… JEJ OGRODZIE. W ŚRODKU
ZIMY. Będąc wściekłą, wściekła się jeszcze bardziej i pobiegła do nich. Kurtis
ani reszta nie zauważyli jej. Całej jej w słomie. Dopiero zauważyli nie-ją w niej,
jak usłyszeli z okna okrzyk Winstona.
— Uwaga, Włóczęga!!!
Dopiero Zip przyjrzał się lepiej i
zauważył w słomie Croft całą czerwoną. Pewnie zmachała się przy bieganiu, choć
wątpię.
— Czego wy kurde robicie z mojego ogrodu grilownię?! I ty… ty…
— Bo robiliśmy w salonie, ale salon się spalił i musieliśmy robić w
ogródku? — odpowiedział pytaniem Zip.
— A właśnie, a jak ty masz w
ogóle na imię? — zapytała Lara.
Trochę późno, biorąc pod uwagę fakt, że znali się już kilka lat.
Zip wzruszył ramionami.
— Jak to nie wiesz?!
— No tak to. Po prostu Zip.
Zipson. SuperUltraZip. Ewentualnie Rar, ale tak nie lubię.
— Dobra, niech tak będzie. Ja jestem Lara — odparła w końcu włóczęga, podając Zipowi całą umorusaną dłoń.
Zip uścisnął dłoń. I wtedy zjawił się…
Rysio z klanu.
— Bożenko, umyj rączki! — powiedział
i podszedł do Lary. — Co ty taka
calutka umazana tutaj, tako o? — Polizał palec i spróbował zetrzeć jej błoto z
policzka.
Kurtis stanął w obronie swojej
ptaszyny. Wróć! To on był ptaszyną przecież, przepraszam za zmianę faktów.
— Zostaw ją, ty…
— Ty też umyj rączki! — odparł
nieco gniewnie Rysio.
— Właśnie! — krzyknął
Alister przy grillu i szybko nawinął sobie kiełbasek do bułeczek, a potem polał
keczupem i pobiegł obejrzeć powtórkę Mody Na Sukces. Zanim dobiegł
do salonu, pojawił się Torn, Ridż, Massimo, Dikon, Sidżej, Nik, Eryk, Erik,
Stefani i Bruk, którzy porwali Alistera do Los Angeles. Stefani chciała, żeby
Alister był ich nowym modelem w domu mody Forester. Alisterowi z wrażenia
wypadły wszystkie parówki z bułeczek na dywan, na co Winston przybiegł i
przytulił wszystkie, mówiąc coś o OPAŻ.
Tymczasem w ogrodzie pojawił się Jack
Sparrow.
— Hej, wszy morskie! Do stu beczek wiagry, wróciłem z luku Dejwiego
Dżonsa! Co to? — Powiedział,
pokazując palcem na porywanego przez Forresterów Alistera.
— Alister ma tasiemca —
odparł smutnie Bond. James Bond.
— No to go
ratujmy, Pokładowy Jamesie Bondzie!
Jack
natychmiast zebrał załogę dla Białego Koralika, a gdy wszyscy byli już na
statku gotowi, by ruszyć na pomoc Alisterowi, usłyszeli krzyk pod statkiem.
— NIE
UMYLIŚCIE RĄCZEK!!!
— Ty też
nie! — zauważył Kurtis, sepleniąc, bo zajadając szaszłyka z grilla.
— Aaa! No
to idę! — I tak oto Rysio
z Klanu wrócił do swojego Klanu.
Klanu Uchiha.
CDN