— Chcę już zobaczyć tę wątrobę! — krzyknął Zip porywczo.
— A ty siedź cicho — zadecydowała Lilka i Zip już był cicho, bo się
zamknął.
— Boże! Świętujmy! Zip się w końcu
zamknął! — To wpadła Nasty ubrana w czapeczkę urodzinową z papieru, a w ustach
miała taką papierową trąbkę, co jak się dmucha, to się rozwija i piszczy jak
gwizdek i gwiżdże jak piszczek. No.
— A ty? Co tutaj robisz? — zapytała ciekawsko
Agata.
— Ja? Ja też chcę znaleźć skarb — odpowiedziała,
ale zrozumiała ją tylko garstka, bo nie wyciągnęła z ust piszczałki. Wyciągnęła
ją teraz i dodała: — Wszyscy kochają skarby.
— Wszystko fajnie, ale może najpierw
mnie ktoś łaskawie uwolni?! — krzyknął Jack. Teraz dopiero wszyscy zauważyli,
że w swoje sieci wielki pająk zabrał Jacka. Wtedy James Bond wyciągnął
zapalniczkę i tam był taki laserek mały, wbudowany, taka żaróweczka. I przeciął
tym laserem sieć…
— Proszę bardzo.
— Bardzo dziękuję.
— Proszę. Nie ma za co.
— Dziękuję.
— A gdzie jest Lara? — zapytała Agata,
bo Lary nie było. Normalnie Kurtis by to zauważył, ale akurat był zajęty niczym
i nie zauważył.
— Ej, Lary nie ma! — krzyknął Zip.
— Nie ma Lary! — powtórzył Kurtis. W sumie to nie wiadomo po
co, jak każdy zdążył to usłyszeć już ze dwa razy.
— LARA ZNIKNĘŁA!!! — wydarł się Toby. —
CO TERAZ POCZNIEM!!?
— Może gdzieś upadła? — zapytał z
troską Winston, chociaż każdy wiedział już, jaki szykował plan.
Karel też miał swój plan, dlatego nie
krzyczał i nie interesował się Larą. Zuo robiło swoje, a plan adwentowy i tak
wziął w łeb. Tego noworocznego Karel nawet nie ustalał, bo po co.
— I nie ma Mustelki! — dodała Lilka.
O! Ona jest oryginalna, takiej nowinki jeszcze nikt nie słyszał.
— Okej, ludzie! Pewnie ich Larson
porwał — oceniła sytuację Agata.
— Ale ja jestem tutaj — odpowiedział
Larson, zajadając banana między słowami. — Wszystko jak zwykle na mnie.
— Tego porwania nie było w
scenarjuszu! — wykrzyknęła oburzona Lilka. — Ani jednego, ani drugiego, więc to też nie ja!
— Lilka chciała popatrzeć z wyrzutem na
Mustelkę, ale jej też nie było.
— Ej! Nie ma Mustelki! — nagle
krzyknął Toby, ale było to na tyle nieodkrywcze i niezajmujące, że nikt nawet
na niego nie spojrzał.
Tymczasem Lara, Nasty i Mustelka
robiły szałas.
— Wiedziałam, że to dobry pomysł żeby
się rozdzielić — pochwaliła samą siebie Lara.
— No nie wiem. Czuję się, jak by się
ktoś nas obserwował — odrzekła Mustelka, co chwila się rozglądając.
— A oni? Nie martwią się o nas? — zapytała
Nasty. Nie wiedziała, że nie, bo była w sumie tu nowa i jeszcze nie poznała ich
na tyle dobrze, by wiedzieć, że tylko Winston szukał ich, ale padniętych.
— Nie, na pewno teraz też robią sobie szałas.
— Oddawaj ten patyk! Jest mój! — krzyknął
do Zipa Trent.
— Nie, bo ja pierwszy go znalazłem!
Co z tego, że byli w lesie i dookoła
były same wielkie gałęzie? Lilka właśnie miała to powiedzieć, bo dopiero co
zdążyła to zauważyć, ale tylko dostała zgniłym owocem po głowie.
— Kto to rzucił?!
Larson śmiał się z niej w niebogłosy,
kucając na drzewie obok jednej z kapucynek.
— Jak ja cię…! — jednak nie zdążyła
dokończyć, gdyż Toby zauważył, że zaczynają się sypać wielkie głazy.
W lesie.
A dookoła nie było gór, w końcu to
była tylko wyspa o nazwie Wyspa, a nie wyspa o nazwie Góry Skaliste Czy Coś W
Tym Stylu.
— Coś ty narobiła?! — ryknął Karel.
— To lawina! — poinformowała odkrywczo
Britney, co wcale nie polepszyło niczyjej sytuacji. Na dodatek wszyscy to
wiedzieli, więc nie musiała tego mówić. A tym bardziej krzyczeć.
— Zaraz wszyscy zginiemy! — krzyczała
ciągle, ale nikt jej nie słuchał, bo wszyscy zajęci byli ucieczką. Wtedy
została spoliczkowana przez Agatę i przyleciał Dzwoneczek i wszystkich posypał
swoim magicznym pyłem, co błyszczył się i kleił jak zwykły brokat. Jednak nikt
się nie wzniósł.
— Potrzebne są wiara i zaufanie —
przypomniała Agata. No to wszyscy uwierzyli, zaufali i polecieli do góry.
Poza Karelem.
Mustelka rozpaczała tymczasem w
szałasie.
— Tooooby’ego nie ma!
Lara również płakała.
— Kuuuuuur…. Kurrrr…
— Kurde, utknęłyśmy na tym
wygwizdówku? — przyszła z pomocą Nasty. Lara zaprzeczyła.
— Kuuurtisaaa nie ma!
— No oczywiście, wy tylko o jednym i
tym samym.
I dziewczyny postanowiły wrócić. Ale
Jacka, Bonda, Kurta, Lilki, Agaty, Tobiego, Winstona, Zipa, Solniczki i
Serwetnika, Britney już nie było. Ba, nie było nawet Karela ani Nicolasa Cage’a.
Został Larson i małpy. I nawet statek został. Dziwne, bo po spadających nie
wiadomo skąd głazach i tej całej lawinie też śladu nie było. Ktoś się chyba
najadł grupowo za dużo podejrzanych grzybków na kolację.
— Gdzie wszyscy? — zapytała Nasty. Nie
pogadała jednak długo, ponieważ dziewczyny wciąż płakały. Lara, bo nie było
Kurta, którego lubiła. A Mustelka, bo zniknął Toby, a bez niego nie będzie
kolejnego Tomb Raidera.
Tak, tak, na pewno tylko dlatego.
Larson odpowiedział Nasty na jej
pytanie.
— Odfru-mlask-mlask-mlask-ale-ten-banan-dobry-nęli.
— Odfrunęli na bananie?
— Nie, na pyłku Dzwoneczka.
— Popłyniemy do nich statkiem! —
powiedziała Lara ochoczo, nie ocierając łez, ale przygotowując się na dłuższe
płakanie. — Zrobimy drugie morze!
— Nie mamy kapitana, bo Jack też
odfrunął — zauważyła Nasty.
Mustelka zaczęła zaprzeczać.
— Nie. Musimy znaleźć wątrobę! Wtedy Toby
i Jack, i Kurtis i reszta wrócą, no bo to przecież skarb! — Przeszukajmy wyspę! —
I przeszukały.
Larson wciąż biegał za nimi i głupio
się uśmiechał. Lara w końcu chwyciła za jakiś kamień i rzuciła nim w niego.
— Czego rżysz?
— Bo tu nie ma skarbu.
— Jest.
— Nie ma.
— Jest.
— Nie ma.
— Jest.
— To sobie go szukajcie, kwik, ale na wyspie go
nie ma.
— A skąd wiesz?
— Bo ja go mam.
— Ale ty jesteś na wyspie, więc on
też… poza tym… masz wątrobę!?
— Mam. — I Larson zaczął uciekać. Trzy
dziewczyny, jak trzy Aniołki Czarliego, jak Sam, Klołwer i Aleks, jak trzy
atomówki zaczęły go gonić.
Na przedzie Lara, a u boków Mustelka i
Nasty. Nagle Lara upadła, nie wiadomo dlaczego. Wtedy Nasty zatrzymała się, a
Mustelka biegła dalej. Nasty pomogła wstać Larze, która zaczęła wymiotować.
— To pewnie przez to piękno natury —
zaczęła ją pocieszać.
— Chce mi się kiki… — wymamrotała
dziwnie Croft.
— Nie mamy na to teraz czasu! Mustelka
goni Larsona i zaraz ją zgubimy! — wykrzyknęła Nasty i wzięła Larę pod ramię.
Po chwili jednak Lara znowu upadła. Nasty nie miała aż tak dużo siły, aby nosić
tak wielką babkę. Postanowiła poczekać z nią na efekty pościgu Mustelki.
— My se tu latamy, a tam dziewczyny są
same — wykrzyknęła Agata do Lilki. — Ja wracam.
I przestała i ufać, i wierzyć. I
spadła, a zaraz za nią Lilka też spadła, a zaraz za nimi spadł Jack — ku
uciesze Winstona.
— MHAHAHAHAHAW! TERAZ WSZYSCY
BĘDZIECIE W OPAŻ!!!
Ale nikt poza Agatą, Lilką i Jackiem
nie był, bo reszta złapała się chmury i pokazała Winstronowi język.
Kiedy Agata i Lilka spadały, Lara
leżała ledwie przytomna na ziemi. Cała w wymiocinach. Nasty szybko złapała
jakiś duży liść i zaczęła wycierać nim Larę. Croft była cała blada.
— Masz na coś tutejszego alergię? — zapytała z troską Nasty.
— Tylko na Larsona, ale po nim mam
krosty — odpowiedziała cicho i blado Lara, tak samo jak wyglądała. Nasy
spojrzała w górę. Zobaczyła trzy biedronki. Ale te biedronki zaczęły być coraz
większe, aż stały się bardzo duże.
— To Lilka, Agata i Jack! — ucieszyła się Nasty.
— A Kurtis? — zapytała z nadzieją Lara, ale Nasty smutno
zaprzeczyła.
Nagle złapała się za głowę.
— Jak one tak spadną na ziemię, to
umrą i nawet Winston ich nie podniesie! — krzyknęła i rozejrzała się dookoła.
Zaczęła zbierać dużo dużych liści, a
po dłuższej chwili uzbierała też dużo małych, a po kolejnej chwili uzbierała ch
się cała gromadka. Lecący spadli na wielką i mięciutką kupę.
— Co wy tu robicie?! — zapytała Agata Nasty,
a Nasty Agatę.
— Larson ma wątrobę i ganiałyśmy go,
ale Lara upadła i zostałam z nią a Mustelka biegła dalej.
— O Borze Zielony! — wykrzyknęła Lilka,
bo lubiła krzyczeć. Wszyscy spojrzeli na nią źli. Jeszcze znowu wywoła jakąś
lawinę! — To co jej jest? Jakie są objawy?
— Wymiociny, rozwolnienie, ból
brzucha… — zaczęła wymieniać Nasty. Potrzebowała konsultacji specjalisty.
— To to jest chyba ciąża! — wykrzyknęła
Agata.
— A ty skąd to możesz wiedzieć?
— Z tematu zanim zostaniesz
rodzicem na lekcji dostałam szóstkę.
— No jasne! Przecież łazili z Kurtisem
po łazienkach, basenach, przebieralniach i zagrodach. Śpiewali kolędy i grali w
bierki — zauważył Jack. — Będę wujkiem!
— NIE! — krzyknął Karel, znalazwszy
się nie wiadomo skąd. — Taki złodziej jak ty nie, tylko ja jestem prawdziwym
wujkiem w tej historii!!! — Ale nikt nie zwrócił na niego uwagi.
— Nasty, zostaniesz z nią? My
pójdziemy za Mustelką — powiedziała Agata.
— Ale czemu ja?
— No bo siedzisz z nią już od początku
i jesteś cała w wymiocinach, a my jesteśmy czyści — i Alicja, Agata i Jack szybko pobiegli tam,
gdzie wcześniej pobiegli Larson i Mustelka
W tym samym czasie Kurtis i reszta usłyszeli
alarmy samochodów. Kurtis musiał zobaczyć, co to lub kto to. A tam jakaś
kretynka rozwalała wiatrakami samochody. To była Reeze, która sobie zamontowała
super dużą fruzi taczkę do pleców i zaciągała zborze.
Wtedy przyleciał Batman, chwycił Reeze
i razem odlecieli do Gothman City. Wszyscy na górze zamilkli, zamurowało ich,
chociaż nigdzie nie powstał żaden nowy mur.
— … — powiedział Kurtis.
— Wyjąłeś mi to prosto z ust — podsumował
Dzwoneczek.
KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ