DWA MIESIĄCE TEMU
— Więc kiedyś, dawno, dawno temu…
JEB!
Mustelka oberwała od Lilki klawiaturą.
— Nie zaczyna się zdania od więc!
— Tak ma być! Nie rozumiesz mnie! Nikt mnie nie rozumie!
— Przestań. Nie będzie żadnych emo-Mustelek jedzących czerwone
żelki i tnących się fosforyzującymi żyletkami.
I wtedy Mustelka się rozpłakała.
Rozpłakała się i polazła do konta. Kąta. Konto to może chciała założyć. Na
Naszej Klasie. NIE! Już miała. No to pewnie konto w kącie. Więc poszła do konta
w kącie bądź też kąta w koncie, z resztą to nie ma znaczenia, i tak wszyscy
umrzemy.
— No dobra. To może ktoś niech dokończy? Eee… zacznie. Rozpocznie
zakończenie… zakończy rozpoczęcie… no kurde, niech ktoś to kontynuuje! — krzyknęła ELiELiaENa 11′ście zdenerwowanie. Zdenerwowująco.
Zdenerwowaciało. No zdenerwowała się. Z nikąd wyskoczyła Nasty. Nasty
towarzyszył Nikąd, który przybył chwalebnie, by
rozpocząć-zakończenie-zakończyć-rozpoczęcie-kontynuować.
— A więc kiedyś… — wtedy Ala zmierzyła go wściekłym wzrokiem.
Z tego mierzenia wyszło jej
pięćdziesiąt siedem centymetrów. Zamierzała to potem wykorzystać przy
stwarzaniu kontinuum czasoprzestrzennego, które miało sprowadzić dużo budyniu
marchwiowego Doktora Etkera.
— Dobra. Zatem dawno, dawno temu, w zamierzchłych czasach, w
odległej galaktyce…
— To nie ta bajka! – krzykła wkurzona Lilka.
— Ale Star Wars to nie bajka! To sajensfikszyn!
Lilka przejechała dłonią po twarzy. Swojej. Bo nie było potrzeby
przejeżdżania po twarzy Nikąda. Więc przejechała po swojej i przez ten przejazd
musiała zapłacić karę za brak posiadania biletu ze sobą podczas domniemanego,
rzekomego, potencjalnego przejazdu. Sama wystawiła sobie mandat. Bo na swojej
twarzy to ona rządziła. Czyli ona, jako policja, wystawiła sobie, czyli
sobie-osobie przekraczającej prawo swoje, mandat. Więc skoro była policją i
sobą, to automatycznie zapłaciła karę, bo policja i ona mają dostęp do tych
samych pieniędzy. Ale to i tak nie pomoże przy sprowadzeniu tego cholernego
budyniu.
— Pozwólcie, że ja to zacznę — stwierdziła dumnie Nasty. — Dawno,
dawno temu, kiedyś, za górami, lasami, rzekami, jeziorami, morzami martwymi,
oceanami z łez, betonowymi dżunglami, zwykłymi dżunglami, wyspami o dziwnych
nazwach, za równoległym światem powstało opowiadanie.
— Ekhm… Nasty… ono się powstanęło tu, w Polsce — zauważyła Ala.
— Właśnie! Ja bym to zaczęła lepiej! — zawyła Mustelka.
— Nie, bo ty zaczynasz zdania od więc, co jest niepoprawne językowo, moralnie, politycznie,
fizycznie, psychicznie, psycho-fizycznie, mentalnie… — odparła pełna spokoju
Lilka. — Wiecie, chyba sama to zacznę…
Dawno, dawno temu, choć w sumie nie tak dawno (w sumie to było to
nie dalej niż dwa miesiące temu) zakończyło się pewne opowiadanie. Nieważne
kulturowo, społecznie, politycznie, dla kraju nieważne, dla świata też niezbyt.
Ale ważne dla nas. I dzisiaj narodziła się idea, by to kontynuować. Bo jak nie,
to…
No właśnie. Co?