Lara była spokojna.
— Karel, nie martw się, to się da skleić.
Moja mama ma taki klej.
Karel patrzył na Larę dziwnie. Bo to
na pewno nie było normalnie. Nie dowierzał.
— Jak można kleić ręce? Laro, ja
umieram. Pozdrów moją siostrę, czyli twoją mamę, gdziekolwiek jest.
— W AVALONIE! — wyrwało się Kurtisowi.
Karel umierał, ale Lara wierzyła, że zdąży pójść piechotą do Avalonu i pożyczyć
klej na wypadek wszelki od mamy. Może i ją zaprosi na Pasterkę?
— Wujku, nie martw się. Opowiedz
Kurtisowi, gdzie jest Eckhardt, a ja pójdę po klej…
I
jak zrobiła, tak mówiła.
Poszła sobie piechotą do Avalonu. W
tym czasie Karel, który umierał, ale żył, opowiadał Kurtisowi, gdzie jest
Eckhardt. A Lara? Lara szła i szła i przypomniała jej się droga do Croft Manoru,
którą jakoś doszedła, doczołgała się, dowlokła, dolazła, dopełzła do domu. Idąc
tak i myśląc o drodze do Croft Manor, doszła do Avalonu gdzie…
…nie było portalu
czasoprzestrzennego. Więc nie było przejścia do Avalonu. Więc nie było
jej matki, co równa się niebyciem jej kleju na wszelki wypadek. Ale dziewczyna nie zrażała się. Pomyślała, że sama jakoś
otworzy przejście, w końcu była zaradna i sprytna. Co równa się odnalezieniu po
raz drugi swojej Zombiemamy, a co będzie równe znalezieniu kleja, co skończy się wspólną Pasterką. Lara rozejrzała się. Dostrzegła obok siebie…
…kilka ciekawych przedmiotów.
Najpierw na środku sali postawiła gumową oponę, później wokół niej rozstawiła pięć
dmuchanych piłek. Jako podium na Excalibura użyła drewnianej szafki z szufladą.
Oddaliła się, odeszła od swojego portalu, już chciała go użyć, ale przypomniała
sobie o tym, ze nie ma Excalibura. Excalibur teleportował się portalem na wakacje na...
…Krętę. Z kretem. Lara zaczęła więc wrzeszczeć, tupać, płakać, wymachiwać wszystkimi kończynami i o mało jej
się ręka nie odkleiła. Croft pomyślała, że na dwie kończyny kleju nie starczy,
więc przestała nadużywać ręki. Już tylko gryzła więc ziemię i tarzała się po niej z
wściekłości. Kret usłyszał to na Krecie i by już nie słyszeć jej
wrzasków, przyniósł jej Excalibura. Przyniósł szybko, bo kopał tunel podziemny
i nie musiał stać na pasach, oczekując na zielone światło. Lara chwyciła miecz…
…włożyła go do szufladki, gumowa
opona uniosła się i zaczęła promieniować zielonym światłem. Kamienie latały po
sali i śpiewały kolędy, choinki, które wyrosły tak nagle, znikąd zaczęły
ubierać się w światełka. Tymczasem Kurtis…
…dowiedział się od Karela, gdzie jest
Eckhardt. A był on w Disneylandzie i tam próbował ożywić Śniącego. Kurt
postanowił nie opuszczać wujka Lary aż do jego śmierci albo przynajmniej do
przybycia Lary z klejem. Bał się iść sam na Śniącego…
…a Lara akurat weszła do Avalonu. Trochę
pochodziła, trochę poskakała po skałkach, troszkę się poturlała ze schodów,
zabiła kilka zombiaków i uciekała przed spadającymi głazami i toczącymi się
kulami, strzałkami w ścianach i takimi tam pierdołami, które już znała na
pamięć, bo Anderłorld wcale nie był tak skomplikowany. Aż w końcu Lara spotkała swoją
mamę, która wciąż jako zombie wąchała klej. Croft podeszła do niej.
— MAMO! Nie wąchaj tego! — I wyrwała
mamie klej z ręki. Razem z ręką. — Ach te ręki! Wciąż z nimi problemy! Mnie się
oderwała, wujkowi Karelowi i tobie też… — Lara zrobiła smutną minę. Matka spojrzała na nią z litością. Z politowaniem. To nie jest chyba to samo...? Czy jest?
— To przyklej mi ją.
— Nie mogę. To resztka kleju, a ja idę
pomagać wujkowi Karelowi. Ty jesteś Zombie, pośliń jak znaczek, może się
przyklei. W ogóle masz pozdrowienia. No to pa! — I już Lary nie było. Zniknęła w
migającej oponie, jakimś cudem nie musząc wracać tą drogą ze strzałkami w
ścianach i zawalającymi się podłogami.
Crystalsi są tacy niekonsekwentni.
Piętnaście minut potem teleportowała się razem z jej magicznym plecaczkiem do Pragi,
gdzie Kurtis i Karel z nudów…
… grali w statki LOL.
… LOL — tak nazywały się statki, które…
Lara dostała od wujka Karela, a Kurtis
i Karel pożyczyli sobie te statki, żeby w nie zagrać. Cieszę się, że wyjaśniliśmy sobie tę kwestię.
Lara przyniosła Karelowi klej i przykleiła
mu rękę.
— I co? Gdzie jest Eckhardt?
— W Disneylandzie ożywia Śniącego.
— Jak tam pójdziemy i go załatwimy
szybko, to zdążymy wrócić do Croft Manoru na drugą gwiazdkę! Wujku Karel, nie
wiem czy wiesz, gdzie jest Croft Manor, ale to taki duży budynek w samym środku
Surrey z fontanną. I tam jest zawsze głośno. Trafisz na pewno!
— Tak — dodał Kurt, idąc z Larą w
stronę wyjścia. — Zapraszamy na Wigilię!
— Na pewno dojdę! — odpowiedział im
Karel i chciał im pomachać, ale Lara mu odradziła nadużywanie ręki. Klej się
skończył.
Karel poszedł szukać Posiadłości Croft. A Lara i Kurtis, i
plecaczek Lary szybko znaleźli się pod bramą Disneylandu. Trzeba się spieszyć, bo ten wątek robi się coraz dziwniejszy.
Przekroczyli ją… to znaczy bramę. No
bo co innego mogli przekraczać? O. Przekraczali też swoje możliwości. Ale
robili to od dawna i nikogo już to nie dziwi. Zdziwiła się dopiero Lara, jak
zobaczyła w Disneylandzie wielki statek obrzucony szmatkami, które chyba miały
robić za żagle. W każdym razie Kurt zrobił wielkie oczy z zaskoczenia, które go
zdziwiło. A najbardziej zaskakującym zaskoczeniem było to, co stało za sterem.
A raczej kto. Niewątpliwie był to
człowiek, choć na pierwszy i drugi rzut oka wcale nie przypomniał.
— eee… Lara… — zaczepił ją Kurt,
potrząsając jej ramieniem.
— No co?
— Ty wiesz, kto to jest?
— Jakiś pijany śmierdziel
przypominający pirata w dredach?
— Ale… ty naprawdę go nie znasz?
— Znaną mordę ma, to trzeba przyznać — odpowiedziała, rozglądając się za śladami Eckhardta. — A ty go znasz?
— No, pożyczył sobie kiedyś moje
pieniądze i wtedy...
Kurtis
nie zdążył jednak opowiedzieć Larze o znajomym, gdyż ten znajomy właśnie ich dostrzegł
i zmierzał w ich kierunku z butelką rumu.
— Chyba jest nienormalny. Wysłałeś już SMS-a o treści Pomagam? — zapytała Lara szybko i półszeptem,
widząc, jak pirat buja się na wszystkie strony, idąc w ich kierunku.
— Od tej pory zapamiętacie ten dzień
jako dzień, w którym rozmawialiście z Kapitanem Jackiem Sparrowem!
— Jack Sparrow? — powtórzyła Lara, patrząc
na pirata z obrzydzeniem.
— Kapitan Jack Sparrow, laluniu. A co?
Niewyraźnie powiedziałem?
— Kurtis, ty znasz go? Bo jak to nie
jest twój żaden kumpel, to zaraz oberwie w zęby.
— On ma statek, może nam się jeszcze
przydać — szepnął Kurtis, mrugając do niej porozumiewawczo.
— Aha — odpowiedziała Lara i
natychmiast przywaliła w nos kapitanowi. Po co jej statek, jak mają magiczny
plecaczek?
Jack złapał się za nos, drugą ręką wyciągnął szpadę z pochwy i...
Jack złapał się za nos, drugą ręką wyciągnął szpadę z pochwy i...
...zaczął walczyć z
Larą.
— Te, lalunia, a szpadę toś ty
kiedykolwiek w ręku miała? — zapytał.
— Ano miałam — powiedziała Lara, ale odechciało jej się bić, gdy zobaczyła szpadę. Nie miała swojej, pistoletów właściwie też, więc natychmiast postanowiła zachowywać się względnie przyjaźnie. Nawet pomyślała, że mogłaby zostać
pacyfistką! Zapytała więc:
— Dobrze, już dość. Pobite gary... A w ogóle czy widziałeś gdzieś tu takie starego z włosami
koloru mopa, to znaczy, nie kija do mopa, tylko samego mopa?
— A tak, widziałem. Jest w zamku Śpiącej
Królewny.
— Aurory? — wtrącił się Kurtis
zaintrygowany spiskiem.
— A gdzie ma być, jak ożywia Śniącego?
— Eee, no była jeszcze możliwość, że w
chatce Królewny Śnieżki. A jakby ożywiał Boaz, to byłby chyba w mrowisku tych z
tych Dawno temu w trawie, nie? — Kurt
zaczął snuć przypuszczenia. — A gdyby przykładowo
ożywiał Rennesa, to byłby... hmm.. chyba u Kopciuszka, nie? Bo on miał taki
bajzel w tym lombardzie, że Kopciuszek by mu pomógł posprzątać. A gdyby Bouachrda... no, to w sumie też do Kopciuszka, nie? Bo Bouchard też miał klub, a Kopciuszek
był na tym wielkim balu, może Bouchard załatwiał tam DJ-a?
— Była — poprawił go kapitan Jack
Sparrow.
— Co?
— Kopciuszek
jest kobietą, więc powinieneś powiedzieć: kopciuszek była na balu.
— A skąd wiesz, że mówię był, a nie była, skoro po angielsku, w którym przecież mówimy, w rodzaju męskim i żeńskim jest zawsze is?
— Mniejsza z tym, Kurt — przerwała mu Lara. — Teraz musimy
iść odwiedzić królewnę Aurorę. Jak nam nie wyda Eckhardta, to zabierzemy ją do szpitala, tak jak tą całą Britney.
— Britney nie
trafiła do psychiatryka. To był Paryż — powiedział Jack, popijając zdanie rumem.
— A ty skąd wiesz, jak ty się
dopiero pojawiłeś teraz?
Wzruszył tylko ramionami.
Wzruszył tylko ramionami.
Lara i Kurtis już sobie poszli. Zobaczyli pod bramą zamku tańczącego Echardta.
— Eckhardtcie, źle tańczysz hip-hop! Ja ci pokażę, jak się tańczy — oznajmił Kurtis i zaczął tańczyć hip-hop. Gdy Kurtis tańczył, Eckhardt tylko wzruszył ramionami i sobie poszedł.
Lara była pełna podziwu, że Kurtis tak dobrze tańczy. Wtedy się rozpłakała. Kurt przestał tańczyć i spytał się jej.
Lara była pełna podziwu, że Kurtis tak dobrze tańczy. Wtedy się rozpłakała. Kurt przestał tańczyć i spytał się jej.
— Czemu płaczesz?
— Bo ja tak nie umiem wcale!
I wtedy
przyszedł za nimi Jack Sparrow.
— Może napij się rumu na pocieszenie,
po nim wszystkim chce się tańczyć.
— A masz?
— A czy dwa razy pięć to jedenaście?
— Kurde, czyli nie masz.
— Mam, ale zapomniałem tabliczki
mnożenia — odparł Jack i podał jej butelkę. Lara się napiła. — Ten dzień zapamiętacie jako dzień, w
którym ta oto niewiasta piła z mojej butelki!
Lara uśmiechnęła się do Jacka i Kurtis natychmiast stanął między nimi. Wziął Larę pod ramię i podprowadził do drzwi głównych zamku.
— Aha fajnie. Dobra, okej, dziękujemy, ale już musimy iść.
Wchodzili po schodach. I wchodzili, i
wchodzi, i Lara powiedziała.
— Jak tak kurde będziemy wchodzić, to nam
nogi odpadną, a nie mamy już kleju.
— Jak na razie naliczyłem osiemdziesiąt
tysięcy schodków.
— No, jeszcze nie jest tak źle — odparła.
Dochodzili już do Eckhardta, lecz na drzwiach widniała tabliczka z napisem:
OGLĄDAM High School Musical 3
Królewna Aurora również prosi, by nie przeszkadzać.
— Chyba nie wypada zajmować im czasu — powiedziała Lara, westchnąwszy.
— Ale nie będziemy znów schodzić po tylu
stopniach — odpowiedział jej Kurtis.
— Celsjusza?
— Nie… po osiemdziesięciu tysiącach
schodkach.
— Ale przed chwilą powiedziałeś stopnie!
— To był… ten, no. Synonim.
Lara zamyśliła się. Po dobrych piętnastu minutach
rzekła bardzo pewna siebie, choć nie powinna, bo się myliła (Kurtis miał rację.
To był synonim):
— Raczej synchron.
Natychmiast po wypowiedzeniu tego
słowa drzwi otworzyły się, a w nich stanął Michał Piróg.
— Czy ktoś powiedział synchron?
— No. Ja — oznajmiła Lara.
— Ja jestem mistrzem tego! — wykrzyknął,
ale widząc minę Kurtisa, dodał: — Synchronów! Niczego więcej.
— A myślałam, że synonimów — stwierdziła Lara.
— To pokażcie mi! — zawołał Piróg. —
Te wasze synchrony. Ale musicie razem, bo inaczej nie zobaczę.
— E… synchrony… no dobrze… nigdy ich
nie trenowałam…
Ale Jack miał wcześniej rację i rum zrobił swoje. Lara i Kurtis zaczęli tańczyć hip-hop, ale jemu szło średnio, a jej niekoniecznie. W sensie, że wcale.
Nagle Piróg
wrzasnął.
— Gratulacje! Dostałeś się do You Can’t dance! Zapraszam do
programu! Oto bilet na warsztaty z...
CDN