Lara myślała, że trudno będzie jej
dojść do domu. Bo przecież ona wpadła w furię, a Kurtis wyskoczył z
wyznaniem. Ona w dół, on — w górę. Droga pod górkę do Croft Manoru. Ale
nieeeeeee. Nie było tak źle. Jakoś doszła, doczołgała się, dowlokła, dolzła,
dopłzła. Zdziwiła się, jak wieloma sposobami można pokonać tak
mały docinek drogi.
Lara się zdziwiła.
W sumie to droga się nie zdziwiła. Ale
jakby się zmieniła, wydawałaby się krótsza. I, rzeczywiście, bardziej pod górkę
droga się zmieniła. Tak, droga się zmieniła… choć Lara też się
zmieniła, bo przecież teraz wyglądała jak emo. Przynajmniej to łączyło ją z drogą — obie się zmieniły, a ona się jeszcze dodatkowo zdziwiła.
Lara.
Bo drogi się z reguły nie dziwią. W
sumie to się też nie zmieniają, tylko się tak wydaje, że się zmieniają. Ewentualnie
się rozwidniają. I wtedy się wolno zdziwić. Zdziwić się wolno przechodniowi, że
droga się zmieniła. Zawiłe, zadziwiające
i zmieniające się myśli Lary zmieniały się, gdy szła zawiłą, zadziwiającą i
zmieniającą się drogą. W końcu dotarła do domu tą drogą. Zapukała do drzwi…
…, a otworzył jej Kurtis.
— Lara.
— Kurtis.
— Lara…
— Kurtis…
— LARA!
— CO?!
— Nic. Wchodź. Musisz czegoś
posłuchać.
I weszła posłuchać czegoś.
Pomaszerowała za Kurtem, który wskazał jej drzwi do jadalni. Były zamknięte. Z
pomieszczenia dobiegały odgłosy.
— MOCNIEJ! No mocniej!
Lara i Kurtis spojrzeli po sobie.
— A może my… – zaczął Kurt.
— Nie.
Lara wzięła zamach i kopnęła drzwi z półobrotu
niczym Chuck Norris. A tam Serwetnik i Winston. Lokaj trzymał serwetnik i walił
nim.
W gwóźdź.
W podłodze.
— Mocniej, wbij porządnie ten gwóźdź! — krzyczał Serwetnik.
— No a co ja niby robię?!
— Winston,
lokaju-kamerdynerze-profesjonalny--nie-ona-który-padłeś! Ty żyjesz?!
— Nie, panienko Croft. Jestem trupem.
Nieboszczykiem. I właśnie wbijam gwóźdź.
— Do trumny? — spytał Kurt.
— Nie, do podłogi.
Kurtis zdziwił się podobnie jak
droga, która się rozwiodła. A może się rozdwoiła? Trudno powiedzieć.
Lara tylko się patrzyła, bo ostatnio straciła swój talent
do podzielnej uwagi i albo patrzyła, albo myślała, albo mówiła, albo oddychała.
I stwierdziła, że będzie się solidaryzować z żelkami i będzie wykonywała tylko
jedną czynność naraz tak, jak one to robią, a przeważnie one leżą albo
śmiesznie się gibają, jak je ktoś dotyka. I po prostu są, ale bycia Lara jednak
nie liczyła jako osobną czynność. Było to trudne, ale Lilka stawiała sobie
sobie poprzeczki wysoko, więc w opowiadaniu napisała, że Lara też stawiała
sobie je tak. I poradziła sobie. W sensie Lara, bo co w tym trudnego
napisać o tym w przypadku Lilki?
Więc akurat w tym momencie Lara patrzyła.
— Czy jest tu moje Chirugai? — zapytał
uprzejmie Kurt, klękając obok Serwetnika.
Lara przestała patrzeć. Zaczęła mówić.
Lara przestała patrzeć. Zaczęła mówić.
— No przecież mówiłam, że go tu nie
ma.
— W takim razie go poszukajcie — odparł
odkrywczo Winston.
Kurt przyznał, że to dobry pomysł. Lara przestała mówić i kiwnęła głową…
Kurt przyznał, że to dobry pomysł. Lara przestała mówić i kiwnęła głową…
Lara kiwnęła głową, przestała mówić i myśleć też przestała. A ponieważ ostatnio rzeczywiście trudno jej było połączyć ze sobą kilka czynności, to przestała mówić i myśleć. Pamiętając oczywiście o odstępach
czasowych pomiędzy czynnościami. Tak więc najpierw musiała pomyśleć, gdzie Kurt
mógł zostawić Chirugai. Niestety szło jej to wolno, bo musiała jednocześnie
stać i myśleć, a żelki leżały, więc ona też się położyła. Aby ułatwić sobie
sprawę, przestała oddychać. Jednak i tak było to trudne, bo myśleć musiała w dwóch
kategoriach: przeszłości i teraźniejszości. No i musiała leżeć.
Poszukiwania
zaczęli od biblioteki, a skończyli na basenie. Nagle Kurtisa olśniło. Mógł przecież użyć swoich
supermagicznych zdolności, aby odnaleźć Chirugai i przywołać je w myśli. I to
poskutkowało. Tak jak stali na sali basenowej, tuż nad brzegiem basenu, czuli,
że zaraz coś się wydarzy.
I się wydarzyło.
Chirugai przyleciało.
Przyleciało ze
świstem.
Przyleciało zza drzwi, za którymi mieściła się przebieralnia. Lara nie
mogła się nie zdziwić, bo nie przypominała sobie, by Kurt korzystał z dobrodziejstwa
jej basenu. No a dziwienie się przychodziło trudno.
— Co ty robiłeś na moim basenie?!
— Eee… zapomniałaś? — zapytał
się zdziwiony Kurt.
Lara nie mogła mu odpowiedzieć, bo musiała sobie przypomnieć, a to trochę trwało, bo musiała także przestać oddychać.
— Lara, przestań zachowywać się jak
żelka! — nakazał jej szybko Winston.
Zaczynało go powoli irytować jej
zachowanie, jak i nowy imidż. Emoimidż.
Croft musiała przyznać
lokajo-kamerdynerowi-profesjonalnemu-nie-jej-który-padł-ale-żył rację, bo jej
zachowanie faktycznie było głupie. Bo nie było mądre. Trudno, żeby było mądre nieoddychanie z powodu myślenia.
— No dobra… ale nie mogę sobie
przypomnieć, co robiłeś w moim basenie. A raczej w przebieralni… — odparła
smutno. Chciała krzyknąć, że nikt jej nie rozumie, uciec w kącik i sobie
popłakać, ale jej nie wypadało, bo obiecała Kurtisowi wyjaśnić historię z Chirugai.
— NIE PAMIĘTASZ? — zdziwił się Zip.
— NIE!
Kurt też był zły.
— A myślałem, że tego widocznie nie da
się zapomnieć.
— No nas nie powinna zapomnieć…
— ZARAZ?! — krzyknęła oburzona
Lara. — TO CO MY ROBILIŚMY WTEDY W PRZEBIERALNI? WE TROJE!? — Wskazała palcem na Kurta i Zipa.
— No jak to co? My…
— … śpiewaliśmy kolędy! — krzyknął
Zip.
— W przebieralni?!
— Tak!
Lara musiała się nad tym zastanowić. Choć była sina na twarzy, w końcu podczas myślenia
nie oddychała, to jednak zastanawiała się. I się zastanowiła. I zastanowiła się, i była zastanowiona.
— Aha. A komu?
— Ubraniom.
— Takim emo?
— Nie.
— Ale… ale… przez was one teraz będą
płakać! Bo nie śpiewaliśmy dla nich kolęd!
— Lara, po pierwsze — zaczął Kurt — to są emo ciuchy, one już tak mają, że nikt ich nie rozumie i tak dalej… A po
drugie: ty nie masz emo ciuchów!
— A… a jakbym miała?!
— Ale nie masz!
— Dość! — krzyknął
lokajo-kamerdyner-profesjonalny-nie-ona-który-padł-ale-żył. — Dajcie mi lepiej
nowy gwóźdź!
Na to Zip…
…zaczął tańczyć Makarenę. Lara
spojrzała na niego z politowaniem.
— Nie kcem jusz być emo, bo nie mam ubrań emo. I już mnie oczy szczypią od
ostrego makijażu.
— O ile dobrze wiem, ostatni raz
miałaś tak mocno oczy pomalowane, jak walczyłaś z Kabałą. Pamiętam to — odpowiedział
jej Kurt.
Ale faktycznie, wolał Larę w normalnym stroju i w warkoczu.
— Dobra, to ja się idę przebrać.
I poszła.
CDN